No, bezczel! Porządni obywatele – ludzie, którzy ręce sobie urabiają na łączeniu pracy z życiem rodzinnym, wychowywaniu dzieci, zmuszeni tym samym do zawierania kompromisów, bez których nijak żyć we wspólnocie, a więc poświęcający swoją wolność na rzecz społeczeństwa – a tu taki samotny typ, metroseksualny indywidualista, singielstwo im sobie uprawia, epatując przed ich nosami wolnością i niezależnością.
To może wkurzać.
Ale z drugiej strony: dlaczego? Czy single nie pracują, nie płacą podatków? Czy nie zużywają przy tym mniej zasobów niż rodziny, nie mają mniejszych niż one potrzeb, dzięki czemu są też i mniejszym obciążeniem dla systemu? Czyż nie biorą czynnego udziału w życiu społecznym? Czyż nie angażują się na rzecz innych, nie pełnią wartościowych społecznie ról?
Ilekroć w mediach pojawia się materiał o singlach, gros „ekspertów” w internetowych komentarzach przekonuje, że single wybierają życie w pojedynkę, bo tak im łatwiej, bo boją się odpowiedzialności, tchórzą przed zaangażowaniem się. Być może w niektórych przypadkach tak bywa, ale ile podobnie scharakteryzowanych jednostek można też znaleźć w stałych związkach? Jednostek egoistycznych, nieodpowiedzialnych, narcystycznych, zimnych, nieempatycznych? Takich, które wcale nie żyją „z kimś”, tylko cały czas „obok”.
Czy życie singla to pójście na łatwiznę? Być może w kontekście tego, że jako człowiek singiel wybiera własną ścieżkę, nie musi więc dostosowywać się i przymuszać do czegoś, w czym nie czułby się dobrze, lub nie mógłby się spełnić, jest to znacznym ułatwieniem. Ale w innych kwestiach to już sprawa dyskusyjna. Bo przecież kiedy żyjesz w pojedynkę i stracisz pracę, nie możesz się wesprzeć na pensji drugiej połówki. Jak podejmiesz złą decyzję, to samodzielnie ponosisz za nią odpowiedzialność. Gdy zachorujesz, to również musisz sobie radzić sam lub prosić o pomoc przyjaciół. Nie podzielisz się obowiązkami domowymi, troskami czy radościami z osobą, która jest zawsze blisko i dość dobrze cię zna. Masz więc świadomość, że w dużej mierze jesteś zdany sam na siebie. Mimo że w dobie współczesnych cywilizacyjnych osiągnięć życie w pojedynkę nie oznacza już survivalu, nadal bywa mniej pewne, a nawet trudniejsze niż życie we wspólnocie.
Z jakiegoś jednak powodu obecnie coraz więcej ludzi wybiera taki właśnie żywot. Żywot singla.
Tej autorki: Kosmos
Uroki singielstwa
Dawniej ludzie byli skazani na życie razem, na trzymanie się w grupach, bo to dawało im większe szanse na przetrwanie. Dziś, kiedy przetrwanie stało się łatwiejsze, mogą sobie pozwolić na wybór. I dla wielu ten wybór jest swoistym ratunkiem. Nie muszą pełnić narzucanych im społecznie czy kulturowo ról (o ile mają szczęście żyć w cywilizacji demokratycznej), mogą sami o nich zdecydować. Cywilizacja dała im wolność i z niej korzystają.
Wydaje się więc, że na życie singla ludzie decydują się przede wszystkim dlatego, że wolność i podążanie za sobą okazują się dla nich ważniejsze niż wartości płynące ze wspólnoty, takie jak: poczucie bliskości, bezpieczeństwo czy łatwo dostępne wsparcie. Poza tym życie we wspólnocie ma swoją cenę: ograniczenie indywidualizmu, konieczność kompromisów, akceptacja wspólnotowych zasad, dzielenie się osobistymi zasobami dla dobra kolektywu. To może być wartościowe i dawać poczucie satysfakcji w zdrowej wspólnocie.
Niestety, cechą wielu wspólnot jest ewolucja w stronę sekciarstwa, towarzystwa wzajemnej adoracji lub otoczonego fosą zamczyska, do którego dopuszcza się tylko wybrańców, co z wolnością nie ma już nic wspólnego.
Z pewnością singielstwo nie jest dobre dla wszystkich, nie u wszystkich wynika też ono z wolnego wyboru. Tymczasem kwestia wyboru wydaje się być tu kluczowa. Trudno bowiem mówić o singielstwie z wyboru w przypadku kogoś, kogo los niejako „zmusił” do samotniczego życia, a kto w gruncie rzeczy marzy o funkcjonowaniu we wspólnocie.
Zaledwie 100, a nawet i 70 lat temu jednostki takie jak ja, których do wspólnot nie ciągnie, byłyby na nie skazane i musiałyby wieść życie, które byłoby dla nich koszmarem. Dziś coraz więcej ludzi może wybrać i żyć tak, jak chce. Czyż to nie piękne? Czy nie powinno nas to budować i przepełniać wdzięcznością, zamiast tworzenia urojonych podziałów i szukania dziury w całym?
Singielstwo to efekt dobrobytu i wolności. Mam szczęście, że żyję w takich czasach i okolicznościach. A starość w otoczeniu psów i kotów uznaję za pewnik. Lepszej sobie nie wyobrażam 😊.