„Bądź najlepszą wersją siebie” – przeczytała Agata na profilu znanego coacha. I krew w żyłach jej zastygła. Chwilę potem zawrzała. A potem Agata wzruszyła ramionami. Trochę ze złości, a trochę z bezradności. Najlepszą wersją siebie? Czyli kim?
Czy można stać się kimś i już nim być? Odnaleźć siebie raz na zawsze i trwać w tym stanie aż do końca? Daleko mi do tej myśli. Kiedyś usłyszałam, że rodzina to jest coś, co się dzieje, co tworzymy każdego dnia. I mam przekonanie, że ze sobą każdy z nas ma podobnie. Dziejemy się. Dziś odkrywasz coś na swój temat. Zasypiasz z myślą, że jesteś kompletna/kompletny. A za kilka dni odczuwasz niedosyt. Znów zaczynasz poszukiwać siebie. Albo wydarzenie, którego doświadczasz inspiruje Cię. Wymusza dalszy rozwój. Jesteśmy jak motyle, którym już się wydaje, że są ostatecznie piękne, aż tu nagle okazuje się, że mogą być inne, z większą lub mniejszą ilością kropek na skrzydłach. Ze ssawką do pobierania pokarmu o wiele dłuższą niż zakładaliśmy. I z apetytem nie tylko na nektar.
Jakim motylem jesteś?
A może lepiej zapytać, jakim się stajesz? Czego szukasz? Dokąd zmierzasz? Z czego chcesz czerpać? Co po sobie zostawić?
Lubię te pytania. Czuję, że one trzymają mnie blisko życia. Blisko siebie. Na niektóre z nich mam jednakowe odpowiedzi mimo upływu czasu. Dzięki innym odkrywam co i raz coś nowego. W sobie. W mojej rodzinie pochodzenia. W ludziach. W wartościach.
Z czego składa się człowiek?
Gdyby szukać odpowiedzi zaczynając od chwili narodzin, a nawet wcześniej, można powiedzieć, że składa się z rodzinnej historii. Coś dostajesz w genach. Coś dziedziczysz z tradycji funkcjonujących w domach mamy i taty. A jeśli w przeszłości Twojej rodziny wydarzyły się trudne, traumatyczne historie i nie zostały w pełni przeżyte, możesz wziąć także to – ból, smutek, lęk. Przejmująco pokazują to Ustawienia Systemowe, stworzone przez Berta Hellingera.
A co potem? Gdzie znajdujemy kolejne puzzle, z których się składamy? W doświadczeniach z dzieciństwa, kiedy uczymy się siebie.
O! Jaka ładna dziewczynka i płacze! Taki duży chłopiec i się boi… Kocham cię, synku. Jesteś moim skarbem. Złość piękności szkodzi. Jestem z ciebie dumny, córeczko. Nie mam teraz czasu! Bardzo mi się podoba twój rysunek. Lubię patrzeć, gdy malujesz. No zobacz, co ty wyprawiasz! Nic tylko sprzątać po tobie muszę! Myślisz, że nie mam lepszego zajęcia? Piątka z minusem? A dlaczego ten minus. Cokolwiek postanowisz, będę przy tobie. No widzisz? Jak chcesz, to potrafisz. Może będą z ciebie ludzie. Doskonale poradziłeś sobie w tej sytuacji. Jestem pełna podziwu dla ciebie.
Zbieramy tysiące komunikatów, słów, którymi inni próbują nas opisać. Te informacje stają się bazą do budowania obrazu siebie.
Jaki jestem? Jaka jestem?
Gdy nie potrafimy jeszcze odpowiedzieć na to pytanie odwołując się do własnego zdania, bazujemy na opiniach innych ludzi. Najmocniej na zdaniu tych, których kochamy, którzy są nam bliscy – mama, tata, dziadkowie. Później nauczyciele i rówieśnicy. Bywa, że nawet w wieku dorosłym nie ufamy sobie i polegamy na zdaniu innych. Wtedy składamy się z „prawd”, jakie głoszą ludzie na nasz temat.
A co z sukcesami i porażkami?
Te także zbieramy i dokładamy do obrazu samych siebie. Do tego, jak siebie czujemy. Jak o sobie myślimy. Sukcesy uskrzydlają. A porażki? Lubię myśleć (i głęboko w to wierzę), że pozwalają dowiedzieć się o sobie i świecie dużo dobrego. I ważnego. Potknięcia są okazją do zobaczenia, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Kto wiernie Ci towarzyszy i kibicuje bez zawiści, a kto za Twoimi plecami opowiada, jaka z Ciebie niedorajda. Gdy upadasz, uczysz się wstawać. To wtedy poznajesz siłę swojej determinacji, odwagę, twardość tyłka, skłonność do refleksji i umiejętność wyciągania wniosków z różnych doświadczeń.
I na koniec jeszcze kwestia wieku…
…a w zasadzie upływu czasu. Z zaskoczeniem obserwuję, jak bardzo można się zmieniać na przestrzeni lat. I to zmieniać w dowolną stronę. Wcale nie w kierunku bycia najlepszą wersją siebie. Świat daje tyle możliwości. Tyle jest perspektyw patrzenia na niego, które kuszą, by je zastosować. Różne filozofie i podejścia do życia. Stoicyzm, ajurweda, joga, minimalizm… Czego dusza zapragnie. Im szersze masz spojrzenie, tym więcej widzisz możliwości, by do już ułożonego obrazu siebie dodać kolejny element.
I tak to się plecie. Codziennie. Krok po kroku.
Aż pewnego dnia…
Jakieś doświadczenie rozbija Cię na drobne kawałki. I zaczynasz składać się od nowa. Im lepiej znasz obrazek (ten pomysł na siebie, obrazek – wzór z wieczka pudełka puzzli), tym szybciej wracasz do stanu poukładania. I prawdopodobnie, jeśli doświadczenie było życiowo ważne, obraz, który powstanie, nie będzie taki sam jak wcześniej. Coś dołożysz. Coś przestawisz. Coś odrzucisz. I to jest OK. Właśnie tak dziejemy się każdego dnia.
Warto mieć dla siebie w tym procesie dużo miłości, zrozumienia i szacunku. To układanie siebie bywa trudne i żmudne. Niczym puzzle ze stu tysięcy kawałków. W dodatku przestrzenne. I bez modelowego obrazka. A jednocześnie jest największą przygodą naszego życia.
Tej autorki: Życie jest zbyt krótkie, aby się dopasowywać