Czy można uśmiechać się dochodząc do ściany? Tak! Pod warunkiem, że nauczymy się traktować życie z przymrużeniem oka…
Żyjemy w świecie ograniczeń. Nakazów i zakazów. Choćbyśmy nie wiem jak bardzo rozpościerali skrzydła, przychodzi moment, aby uznać własną bezsilność i niedoskonałość. W dodatku z uśmiechem.
Oto osiem drobnych rzeczy, które możesz wypróbować.
- Śmiej się ze swoich błędów. Tak. Każdy z nas je popełnia. Są nieuniknione na drodze każdego człowieka, który się rozwija, uczy, działa, wchodzi w nowe. Nasze oczekiwanie, że zawsze będzie OK, bezbłędnie, a nawet perfekcyjnie – jest śmiechu warte. To tak, jakby liczyć na to, że dziecko, które uczy się chodzić wstanie i od razu pójdzie. Rodzice maluchów oklaskują jego upadki. Bądź dla siebie dobrym rodzicem. Oklaskuj swoje. To uczyni porażkę strawną i będziesz przeżywać ją krócej. Da Ci siłę do podejmowania kolejnych prób.
- Naucz się przeramowywania. Virginia Satir, światowej sławy terapeutka rodzinna, pomagała ludziom pokazując im ich problem z innej perspektywy. To pozwala podejść do wydarzeń i ludzi z większą lekkością ducha. Sprawdź, czy sytuacja, w której się znajdujesz faktycznie wymaga napinania się. Jak w podobnej sytuacji zachowałby się ktoś, kto jest dla Ciebie przykładem lekkoducha? Jak możesz się tym zainspirować? Jakie inne znaczenie możesz nadać temu, czego aktualnie doświadczasz? Gdybyś nie był/była sobą, to jak zinterpretowałbyś/zinterpretowałabyś te wydarzenia?
- Odpuść. Porzuć plany i wyobrażenia. Pozwól się ponieść prądowi wydarzeń. Przez chwilę. Przez moment. Łap to, co cenne, ciekawe, radosne, inne, zaskakujące. Improwizuj. Bądź przygotowana/przygotowany i na tym fundamencie pozwalaj sobie na improwizację.
- Tańcz. Skacz. Zamknij oczy i pójdź za ruchem, którego domaga się Twoje ciało. Ono wie, jak odpuścić napięcia. Znajdź dla siebie miejsce, gdzie bez skrępowania możesz skorzystać z jego mądrości. Dzieci nie planują swojej fizycznej aktywności. One słuchają swojego ciała i idą za jego potrzebami. Poeksperymentuj z tą naturalną lekkością ducha. Co Ci szkodzi?
- Zrób psikusa. Sobie. Komuś. Uśmiej się do łez. Jak? Na pewno wiesz, co Cię bawi!
- Obejrzyj dobrą komedię. Przeczytaj zabawną książkę. Znajdź bodziec, który wywoła u Ciebie uśmiech. Kabaret? Stand-up? A może rysunki Andrzeja Mleczki. Zanurz się w to, co sprawia, że przestajesz oceniać, porównywać, analizować… Rechocz z radości jak żaba. Wiem, to bardzo niepoważne! I świetnie 😉
- Ukłoń się, gdy dojdziesz do ściany. Brzmi jak kołczingowa pierdoła? Doskonale. Sprawdź i przekonaj się, że to (nie) działa! Gdy znajdziesz się w sytuacji, która pozornie wydaje się bez wyjścia, zatrzymaj się. Spójrz na nią z dystansu. Zwizualizuj ją jako postać (ludzką lub zwierzęcą). Serdecznie się uśmiechnij, przedstaw z imienia i nazwiska. Ukłoń w powitalnym geście. A potem opowiedz sobie w myślach lub spisz na kartce historię, jak doszło do waszego spotkania. Na koniec poszukaj tytułu dla „dzieła”, które powstało. To pozwoli Ci spojrzeć na siebie i wydarzenia z nieznanej dotąd perspektywy.
- Hasyayoga, czyli joga śmiechu. Sprawdź, czym jest. Obejrzyj filmiki dostępne w sieci. Nie przemawia to do Ciebie? Przekonaj się, jak odbierzesz tę metodę jutro albo za tydzień. Skoro działa na innych, szkoda zrezygnować z okazji, aby sprawdzić to na sobie. Chyba że jesteś bardzo poważnym człowiekiem. Poukładanym. Dojrzałym. Konkretnym. W takim wypadku zdecydowanie nie próbuj. Mogłoby się okazać, że znajdziesz w sobie dziecięcą radość i umiejętność puszczania oka do świata. A wtedy…. Strach pomyśleć! 😉
Tej autorki: Życie jest zbyt krótkie, aby się wikłać…