Liczba występujących na całym świecie zwyczajów związanych ze śmiercią, pogrzebem i obchodzeniem żałoby dowodzi, że nie wszędzie podchodzi się do tych tematów tak samo. Świętowanie pamięci zmarłych, które nam, Polakom kojarzy się głównie z ciszą, smutkiem, zadumą, w innych miejscach globu wygląda inaczej. Niekiedy szokująco odmiennie.
Japonia – O-Bon
W Kraju Kwitnącej Wiśni dzień będący odpowiednikiem naszych Zaduszek obchodzony jest nie w czasie ponurego listopada, lecz w środku lata. To wtedy w Japonii odbywa się święto (zwane także festiwalem) O-Bon. Korzeniami sięga ono ponad 500 lat wstecz, czasów jeszcze przed spopularyzowaniem w tym kraju buddyzmu.
W zależności od regionu święto O-Bon celebrowane jest w przedziale czasowym od połowy lipca do połowy sierpnia i trwa kilka dni. W tym okresie Japończycy udają się na groby bliskich w rodzinnych stronach, przygotowują też dla nich jedzenie oraz picie i składają dary na ołtarzach wystawionych przed domostwami. W miastach organizowane są festiwale z rytualnymi tańcami bon-odori. To tańce dla zmarłych, którzy, według wierzeń, zstępują wówczas na ziemię. W końcowej fazie święta rzeki, jeziora i morza są rozświetlone tysiącami papierowych lampionów, które mają oświetlać powrotną drogę zmarłym duszom.

Szczególnie widowiskowy jest ostatni dzień obchodów święta O-Bon w Kioto, gdzie na pięciu wzgórzach otaczających miasto rozpalane są ogniska w kształcie chińskich znaków o symbolice buddyjskiej. Również one mają doprowadzić dusze z powrotem do ich świata.
Więcej o panujących w Japonii zwyczajach znajdziesz TUTAJ
Ghana i Filipiny – nietypowe trumny
Zupełnie inne od naszego podejście do spraw związanych z pochówkiem zmarłych mają mieszkańcy Ghany, a głównie jej stolicy – Akry – oraz okolic. Ludność plemienia Ga wierzy, że po śmierci każdy będzie zajmował się tym, czym parał się za życia. Dlatego też ogromną popularnością cieszą się trumny o fantazyjnych kształtach: rybacy (jeszcze za życia) zamawiają sobie trumny w kształcie ryby, strażacy pragną spocząć w wozie strażackim, a miłośnicy przykładowo coca-coli… w butelce itp. Dużym powodzeniem cieszą się motywy związane z symbolami plemiennymi. Jeśli chodzi o kształt trumien, każdy może zostać pochowany w czymkolwiek, co sobie wymyśli. Nie ma tu mniej czy bardziej poważnych wzorów.

Ciekawym, choć zwalczanym obecnie zwyczajem są wiszące trumny, które można zobaczyć na terenie prowincji Sagada, na wyspie Luzon. Niektóre z nich mają ponad 100 lat. Społeczność Igorotów wierzy, że zmarli umieszczeni w takich trumnach ulokowanych wysoko na skałach, szybciej trafią do nieba.

Na Filipinach są miejsca, gdzie ludzie nie muszą odwiedzać grobów, gdyż… po prostu tam mieszkają. Najlepszym przykładem jest Cmentarz Północny w Manili. Mieszkają tam ludzie, których nie stać było na utrzymanie mieszkania, wyprowadzili się i żyją wśród swoich zmarłych. Wśród grobów rozwieszają pranie, spożywają posiłki, a dzieci grają w piłkę.
Gwatemala – prekolumbijskie wierzenia
Mieszanka chrześcijańskiej tradycji i prekolumbijskich wierzeń na temat śmierci znajduje swoje ujście w okresie od 21 października do 2 listopada. Pierwszego listopada wspomina się zmarłe dzieci, a w niebo ulatują wielkie kolorowe latawce, o średnicy przekraczającej niekiedy kilkanaście metrów. Umieszczane są na nich listy i prośby od krewnych.

O tym, jak wyjątkowe są to arcydzieła, świadczy czas ich przygotowywania, który może rozciągać się nawet na pół roku. Same latawce mają strzec dusze zmarłych przed złymi duchami, które razem z nimi zstępują w tym czasie na ziemię. Wraz z puszczaniem latawców, rodziny odwiedzają groby zmarłych, przynosząc na cmentarz jedzenie i picie. Święto podobnie jak w Meksyku ma radosny charakter. Przepełnione jest wspomnieniami chwil spędzonych z przodkami.
Ekwador – uczta na grobach
Podobnie jak w Gwatemali, Meksyku, również w Ekwadorze zwyczaje związane z dniem Wszystkich Świętych są mieszanką tradycji chrześcijańskiej i lokalnych prekolumbijskich wierzeń. I jak w wielu krajach (w tym Bułgarii) w Ekwadorze jest nieodłącznie związane z jedzeniem, które spożywa się w domach, a bardzo często również na cmentarzach. Rodzina przynosi na groby obiad, jednak nie zjada go od razu, bo pierwszeństwo ma zmarły. Potem przystępuje się do radosnej uczty, w czasie której konsumuje się lokalne specjały m.in. chleb guagua (kształtem przypominający sylwetkę dziecka) oraz napoje z fioletowej kukurydzy i owoców. Ciekawym zwyczajem jest gra w kości na grobach zmarłych. Liczba wyrzuconych oczek ma symbolizować żale i potrzeby zmarłych, które rodzina powinna spełnić.
Madagaskar i święto famadihana
Od maja do września, na obszarze Płaskowyżu Centralnego, ludy Merina i Betsileo biorą udział w ceremonii zwanej famadihana. Zwyczaj ten, nazywany obracaniem zmarłych, ma zapewnić długie i zasobne życie. Obracanie to odbywa się przeważnie 5–8 lat po śmierci (datę wyznacza wróżbita). Rodzina wyciąga ciało z grobu i obnosi je po domostwie oraz okolicach w tanecznym rytmie, pokazując nieboszczykowi, co zmieniło się od czasu jego śmierci. Następnie ciało owija się w nowy całun, odbywają się przemowy i uczty.

W zależności od zamożności rodziny, ceremonia trwa od jednego dnia do nawet tygodnia. Do stołu siadają oprócz ziomków także sąsiedzi, a nawet całe wioski i turyści. Na koniec składa się zmarłego do grobu, który często zdobią scenki rodzajowe związane z jego życiem. Malgasze wierzą bowiem, że zarówno żywi, jak i zmarli mają swoje potrzeby. Famadihana to radosne święto, którego obchody cementują lokalną społeczność i są okazją do wspominania zmarłych przodków.
Boliwia – Święto Czaszek
Boliwijskie obrzędy związane są z dniem Wszystkich Świętych, a także obchodzonym 8 listopada Świętem Czaszek. Z okazji 1 listopada Boliwijczycy pieką tzw. chlebki umarłych o kształtach ludzi, zwierząt i przedmiotów. Mają one określoną rolę do spełnienia, np. pomagają przemieszczać się duszom czy oświetlają im drogę. Takie wypieki kładzie się na stole zasłanym obrusem, stawiając obok nich alkohol, jedzenie czy papierosy, a więc wszystko to, co zmarły lubił za życia. „Spotkanie z bliskimi” rozpoczyna się punktualnie w południe, gdy wszyscy zasiadają do stołu i zaczynają radosną ucztę. Wesołą, bo Indianie uważają, że śmierć jest jedynie naturalnym momentem przejścia do kolejnego etapu życia.
Inny wymiar ma wspomniane Święto Czaszek. Rodzina przynosi do poświęcenia czaszki swoich bliskich lub… inne – mniej lub bardziej legalnie zdobyte. Potem zabierane są one na „spacer” na cmentarz, a także „częstowane” cygarem, alkoholem, i dodatkowo przyozdabiane. O czaszkę należy dbać przez cały rok, bowiem Boliwijczycy wierzą, że człowiek ma kilka dusz, a jedna z nich pozostaje w jego szczątkach. W nagrodę za opiekę można liczyć na przychylność zmarłych w spełnieniu próśb o zdrowie, pieniądze i inne doczesne pragnienia. O tym, jak silnie zakorzeniony (mimo potępienia Kościoła) jest to zwyczaj, świadczy tolerowanie kradzieży czaszek z grobów, o które nikt nie dba lub nikt ich nie opłaca. Rabusie mają w ten sposób niejako oddawać przysługę zapomnianym duszom.
Meksyk – Dia de los Muertos
To chyba najbardziej (poza Halloween) znane święto zmarłych. Przepięknie pokazane ostatnio w rysunkowym filmie dla dzieci pt. „Coco”. W trakcie Dia de los Muertos cały kraj łączy się z tymi, którzy już odeszli. I to w radosnych, pełnych tańca, świateł i oczywiście jedzenia obchodach. Święto dzieli się na dwie części. Pierwsza z nich odbywa się 31 października i poświęcona jest zmarłym dzieciom, które nazywa się aniołkami, ta druga 1 i 2 listopada dotyczy dorosłych.

Meksykanie wspominają swoich bliskich z niezwykłą radością, o czym świadczą np. udekorowane kwiatami cmentarze czy specjalnie na tę okazję posprzątane domy (oczywiście dla wizytujących zmarłych). Często budowane są powitalne ołtarze, na których stawia się zdjęcie zmarłego, kwiaty, jedzenie i pali kadzidła. Na grobach dzieci kładzie się zabawki. Wokół mogił rozstawia się stoły i krzesła, przygotowuje się tortille, a za duszę zmarłych wypija się znaczne ilości tequili. Jednym z popularnych dań w tym dniu jest kurczak w czekoladzie. Stragany uginają się od pamiątek, cukrowych czaszek zdobionych lukrem i szkieletów (calaveras) poprzebieranych w stroje muzyków.
I jeszcze cmentarze
Największym na świecie jest Wadi-us-Salaam. Zajmuje 601 hektarów i znajduje się w An-Nadżaf w środkowym Iraku. Jego historia sięga VII wieku. Na dzień dzisiejszy Dolina Pokoju, jak nazywany jest iracki cmentarz, mieści szczątki ponad pięciu milionów zmarłych – obywateli Iraku, ale także muzułmanów z innych krajów całego świata. Wadi-us-Salaam to dla nich święte miejsce – każdego roku do nekropolii pielgrzymują miliony wyznawców islamu.

W Europie największym cmentarzem jest zajmujący 391 hektarów cmentarz Ohlsdorf w Hamburgu. Na jego obszarze znajduje się blisko 300 tys. grobów, gdzie pochowanych może być nawet półtora miliona osób. Ogromny teren nekropolii (17-kilometrowa sieć dróg) wymaga zorganizowanej komunikacji – odwiedzający swoich bliskich oraz liczni turyści poruszają się po niej miejskimi autobusami.
Na mnie samej ogromne wrażenie wywarła przed laty wizyta na starym cmentarzu w Monachium. Oprócz starodrzewia i pięknej flory porastającej jego teren, zaskakujące było zwłaszcza to, że gościły tam całe rodziny, z dziećmi, z młodzieżą i staruszkami. Ludzie piknikujący na trawie, czytający książki na ławkach, biegający dla sportu. Trochę jak za dawnych lat, kiedy to cmentarze pełniły w Europie rolę parków, były również miejscem spotkań, koncertów a nawet przedstawień. Słowem… tętniły życiem.
Przeczytaj też o obyczajach cmentarnych mniejszości religijnych i etnicznych w Polsce.