Są takie historie, które funkcjonują w powszechnej świadomości wyłącznie jako hasła. Czasami dlatego, że wydarzyły się zbyt dawno temu, innym razem – bo nigdy nie zostały opowiedziane dokładnie, nie złożono ich krok po kroku w linearną całość. Gdy jednak ktoś to zrobi, ożywają, nabierając ciała i ducha.
Jeszcze kilka lat temu sprawa zabójstwa z 1983 roku, w której ofiarą był warszawski maturzysta Grzegorz Przemyk była hasłem (podobnie jak zabójstwo Stanisława Pyjasa czy strajk w kopalni „Wujek”). Była hasłem, bo nie została uporządkowana i opowiedziana ze szczegółami. Nazwisko Przemyka przewijało się w mediach, powszechnie rozpoznawano je, kojarzono, że to młody chłopak, którego zabito. Bardziej wnikliwi kojarzyli też pewnie, że był on synem działającej w opozycji poetki i że sam również pisał wiersze. Ale mało kto wiedział coś konkretnego o przebiegu tragicznej historii. Słyszano o tym, że był zatrzymany, pobity, że zmarł niedługo później, że toczą się procesy sądowe, że nadawane są odznaczenia i upamiętnienia jego postaci. Ale już niewielu wiedziało, że za owymi zdarzeniami kryje się jeszcze inna opowieść – o systemie, w którym cały państwowy aparat został zaprzęgnięty do tuszowania zbrodni.
Sprawa Grzegorza Przemyka – książka
Zjawił się jednak reporter, który postanowił złożyć wszystkie elementy niniejszej historii w całość. Wziął się do tego kilka lat temu Cezary Łazarewicz, odsłaniając pełne kulisy śmierci Przemyka. W 2016 roku wyniki jego pracy opublikowało w formie książki Żeby nie było śladów… Wydawnictwo Czarne, a rok później autor został za nią nagrodzony Nagrodą Literacką „Nike”.
Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka to historia okrucieństwa i przemocy. Łazarewicz utkał ją z faktów, z suchych faktów. Ta suchość właśnie, relacjonowanie przebiegu zdarzeń, scena po scenie, kameralne, poetyckie obrazy, zamiast oceniających epitetów, dają czytającemu przestrzeń na emocjonalny odbiór opowieści. To jakby fabularyzowane akta milicyjne i sądowe, tyle że urzędniczym frazom nadano ludzkiego wymiaru i języka. Ożywiono wnętrza, mieszkania, cele, gabinety.
Choć to książka, a nie film, wydaje się mieć niezwykle filmową konstrukcję. Wyraźne sylwetki bohaterów, wiele wątków, relacji, bohaterów, kilka perspektyw. Drobiazgowość wspomnień oraz skala przytoczonych faktów czynią z niej reporterski i pisarski majstersztyk.
Żeby nie było śladów – film
Zupełnie nie dziwi, że na kanwie tego majstersztyku powstał scenariusz do filmu. Przywoływane w książce z fotograficzną precyzją sceny nasuwały potrzebę zwizualizowania ich. Podjąć się tego postanowił Jan P. Matuszyński. Stworzony przez niego film, o tym samym co książka tytule, miał niedawno światową premierę na Festiwalu Filmowym w Wenecji. W Polsce debiutuje właśnie na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, a 24 września trafi do dystrybucji kinowej w całym kraju. Plejada gwiazd i scenariusz na podstawie znakomitego reportażu pozwalają sądzić, że – po literackiej – czeka nas również filmowa uczta. I choć w niektóre z przedstawionych wydarzeń trudno uwierzyć, gdyż ocierają się o granice absurdu, warto poznać ich przebieg dokładnie. Historia Grzegorza Przemyka wydarzyła się naprawdę.
Więcej o reportażach Cezarego Łazarewicza przeczytasz TUTAJ
Cezary Łazarewicz będzie gościem 52. Ogólnopolskiego Festiwalu Literackiego im. Jana Śpiewaka i Anny Kamieńskiej w Świdwinie (tutaj program Festiwalu).
Spotkanie autorskie odbędzie się w czwartek, 23 września o godzinie 19:00 w sali widowiskowej Świdwińskiego Ośrodka Kultury.