Gdyby przyszła do pani kobieta z problemem strasznej zazdrości o męża, od czego zaczęłybyście pracę? Od poukładania się samej ze sobą, a dopiero potem układania relacji?
Rzeczywiście najpierw należałoby zacząć od poukładania się ze sobą. Trzeba jednak pamiętać, że to nie takie proste. Zazdrość jest bowiem czymś wieloczynnikowym – bywa objawem, trochę tak jak objaw psychosomatyczny. W samym związku może nie dziać się nic niepokojącego, a zazdrość i tak się pojawi np. z powodu deficytu jakichś naszych głębokich potrzeb czy pragnień albo z niemożności pogodzenia się z tym, że ktoś ma coś, czego my nie mamy.
Przeżywanie zazdrości zależy od momentu naszego życia, bo inaczej budują się uczucia osób, które czują się doskonale w swoim ciele, a inaczej, gdy ktoś ma problemy z samoakceptacją. Zależy to także od rozwoju relacji w obecnym związku, ale też od historii relacji, które mieliśmy w przeszłości. Rzutują także relacje z rodzicami. Dlatego nie odważę się dać uniwersalnej recepty dla wszystkich zazdrosnych kobiet.
Czy według pani należy walczyć o związek, nawet jeśli ludzie troszkę się już minęli?
Mam wielki sentyment do czegoś, co nazywam kobietą latynoską, która wybiega ze szmatą i leje męża w łeb. Mnie takie zachowanie wydaje się OK, jest w kontrze do tego, czego często są uczone dziewczęta w Polsce: nie wypada się tak zachowywać, nie wypada walczyć o swoje, a pokazanie, że nam na kimś zależy, to słabość. Wpaja się nam, że nie wolno okazywać, kiedy czujemy się zagrożone. Potem kobiety są takimi królowymi śniegu, nie uświadamiają sobie tego wpływu wychowania na zachowanie, wydaje im się, że są ponad problemy, że jest im wszystko jedno. Ale jednocześnie nie mają odwagi zachowywać się jak temperamentne Latynoski, ścierą walczyć o siebie. A to przecież jest uczciwe – kochamy, więc nie oddajemy walkowerem.
Co możemy osiągnąć dzięki takiemu zachowaniu?
Pokazujemy partnerowi, że jest dla nas ważny, że będziemy o niego walczyć. Wtedy pojawia się przestrzeń do rozmowy, do tego, żeby ustalić, jak przekuć zazdrość w działania motywujące, a nie dewastujące. Warto pamiętać, że zazdrość w wydaniu negatywnym może prowadzić do spirali oskarżeń i zdrad. Kiedy zaczynamy na kogoś naciskać, on zaczyna czuć się tym przytłoczony, chce uciekać.
Tu warto podkreślić, że samemu (we dwoje) bardzo trudno jest naprawić relację. Każdy ma swoją historię do opowiedzenia, swoje racje, może też zarzuty i pretensje. Dlatego warto wspomóc się terapeutą par, przepracować to wspólnie z kimś trzecim, bezpośrednio niezaangażowanym w związek. W czasie takiej terapii można sporo posłuchać o naturze ludzkiej, oderwać się od skrzywionych przekonań, które w nas wdrukowano. Z tych przekonań bierze się mnóstwo błędnych domysłów, a my traktujemy je jak prawdę. Warto też sięgnąć po książki amerykańskiej psycholożki Esther Perel, ponieważ świetnie opisują trudności w relacjach damsko-męskich.
Co będzie ważne w czasie takiej terapii?
To, czy będziemy potrafili obsługiwać zazdrość naszą lub naszego partnera, partnerki, sterować nią tak, że nie będzie się ona zmieniać w uczucie, które niszczy nas lub dewoluuje nasz związek. Czy tak się stanie w dużej mierze zależy od naszego głębokiego poczucia bezpieczeństwa. Bezpieczeństwa danej osoby i bezpieczeństwa w związku. Chodzi o to, żebyśmy mogli bez obaw pokazywać siebie, ujawniać swoje uczucia. Pokazywać, że ktoś jest dla mnie ważny, sięgać po miłość. A może w naszym zachowaniu jest taki wzorzec zachowania, o którym psychologowie mówią ambiwalentny albo lękowy? Chodzi o to, że w podświadomości tkwi przekonanie, że świat i inni zasadniczo raczej mnie zdradzą, raczej nie można na nich polegać, trzeba być czujnym i polegać tylko i wyłącznie na sobie.
W jaki sposób, mając takie przekonania, możemy zbudować związek, w którym jesteśmy otwarci? W czasie terapii możemy np. zdecydować, że flirt z kolegą z liceum nie jest zagrożeniem dla naszego związku. Ale też jasno powiedzieć, które zachowania nas ranią, których się obawiamy.
Czym różni się zazdrość od zawiści?
Zazdrość jest trójkątna, a zawiść jest raczej w diadzie. Osoby zawistne zrzucają odpowiedzialność za swoje porażki na innych. Często odczuwają silną niechęć, a nawet wrogość do osoby, której czegoś zazdroszczą.
Zazdrościmy innym osiągnięć, prestiżu, majątku. Może lepiej byłoby spożytkować tę energię nie na zawiść, tylko na osiągnięcie równego sukcesu?
To zależy od tego, czy jesteśmy świadomi czy nie. Kiedyś rozmawiałam z mężczyzną, który pochodzi z bardzo biednej rodziny. Tata zmarł przed jego narodzinami. Rodzina żyła naprawdę skromnie, mimo ogromnych wysiłków mamy. Więc on i jego starszy brat mieli olbrzymią frustrację potrzeb. Obserwowanie innych, którzy mieli więcej, stało się dla nich motywacją do tego, żeby zarobić pieniądze. Kiedy rozmawiałam z tym mężczyzną, on był już właścicielem jakiejś niebotycznej fortuny, razem z bratem stworzyli biznes. On mówił otwarcie, że majątek zawdzięcza temu, że kiedyś marzył o tym, żeby móc jeść kiełbasę, tak jak mieli w kanapkach jego koledzy. Obiecał sobie, że zrobi wszystko, żeby tę kiełbasę mieć.
Ale w Polsce z reguły zazdrość nie motywuje, tylko każe równać w dół – panuje przekonanie, że jeśli ktoś się dorobił, to jest złodziejem.
Jeżeli na frustrację potrzeb nałoży się syndrom wyuczonej bezradności, czyli przekonanie, że ja nie potrafię, nie dam rady, coś jest dla mnie niedostępne, to będziemy siedzieć zżerani przez zawiść. Skoro ktoś nie wierzy, że może coś osiągnąć, to racjonalizuje sobie świat, odbierając sprawstwo tym, którzy wybili się trochę wyżej. Ta zawiść zamienia się w gorycz, poczucie wypadnięcia z życia. Niestety, wyuczona bezradność jest w Polsce plagą. Łączy się ją np. z dorosłymi dziećmi alkoholików, a z powodu kulturowego przyzwolenia w naszym kraju na pijaństwo i związaną z nim często przemoc, szacuje się, że nawet 30 proc. Polaków jest wychowywanych w domu z problemem alkoholowym.
Natomiast jeżeli nie ma tej wyuczonej bezradności, to uczucie zazdrości, które czasem każdy przeżywa, warto rozebrać na czynniki pierwsze. Odpowiedzieć sobie na pytania: Jakie moje potrzeby są niespełnione? O czym marzę? Czy rzeczywiście o tym marzę, czy to tylko wpływ reklamy, otoczenia, bo tak naprawdę tego nie potrzebuję? A jeśli rzeczywiście tego pragnę, to co mogę zrobić, żeby się do tego zbliżyć? To skłania do zastanowienia się, jaki mam potencjał i czego mi brakuje. A to już brzmi jak plan. Więc ta zazdrość może być bodźcem do działania, do sięgnięcia po więcej.
Tej autorki: O szczęście trzeba zabiegać

Jagna Ambroziak – psycholog kliniczny i psychoterapeuta, współtwórca Warszawskiego Ośrodka Psychoterapii i Psychiatrii. Autorka wydanej w lipcu 2021 roku książki Garderoba. Swoje utwory prozatorskie umieszcza na stronie: www.jagnaambroziak.pl