Wilamowski – zapomniany język

133 udostępnień
133
0
0

Jeden z najbardziej zagrożonych etnolektów w Europie. Zna go zaledwie garstka ludzi w Polsce, dla około 30 z nich był pierwszym językiem, jakiego się nauczyli. Zakazywano im go używać, próbowano wyrugować siłą. Jednak mieszkańcy Wilamowic od 700 lat przekazywali go sobie z pokolenia na pokolenie. Obecnie dzięki pracy kilkorga zapaleńców wilamowski ma szansę stać się drugim, obok języka kaszubskiego, językiem regionalnym w Polsce.

Wymysiöeryś, czyli wilamowski to język używany przez mieszkańców Wilamowic, niewielkiej, liczącej niespełna trzy tysiące osób, polskiej miejscowości koło Bielska-Białej.

Mieszkańcy ci to potomkowie osadników holenderskich, niemieckich i szkockich, którzy przybyli na tereny Polski w XIII wieku. Zostali sprowadzeni przez księcia oświęcimskiego Mieczysława na ziemie zniszczone przez tatarskie najazdy. Przez wieki zachowali własne obyczaje, stroje, poczucie odrębności i… swój własny język, który stanowi o ich tożsamości.

Aczkolwiek wymysiöeryś mówiono nie tylko w Wilamowicach. Podobnymi językami posługiwali się również mieszkańcy okolicznych wsi. Przykładowo ludzie żyjący w Starej Wsi, Pisarzowicach czy Kozach, choć oni spolszczyli się już w XVI wieku, za to w Hałcnowie wilamowski przetrwał do 1945 roku.

Germanizacja i polonizacja

Od 1875 roku w wilamowskich szkołach, urzędach i kościele (poza łaciną) język polski stał się językiem obowiązującym. Wilamowianie – poza własnym językiem – musieli więc znać język polski, a ze względu na ówczesnego zaborcę także niemiecki.

Większość z nich nigdy jednak nie czuła się i nie uznawała związków z Niemcami. Jeśli już, to raczej identyfikowali się jako potomkowie Flamandów i Fryzów. Przekonanie o niderlandzkich korzeniach wciąż zresztą jest silne wśród starszych mieszkańców Wilamowic. Helena Bibowa, jedna z najstarszych Wilamowianek, w wielu rozmowach wspominała o pochodzeniu jej rodziny gdzieś od wody, z Holandii albo Belgii.

W czasie wojny okupanci zabronili dwu- i więcej języcznym mieszkańcom używać polskiego. Większość z nich zmuszono do podpisania volkslisty. Za to w roku 1945, na wniosek Polaków, wzięto się za Wilamowian. Zabroniono im noszenia strojów i używania ich własnego języka. Osoby, które się do owego zakazu nie dostosowały, były surowo karane. Wielu wysłano do powojennych obozów pracy, między innymi w Oświęcimiu i Jaworznie oraz na Ural i Sybir. Wiele rodzin padło też ofiarą dzikich wysiedleń. Kobiety noszące stroje wilamowskie publicznie rozbierano, a ich tradycyjne stroje palono. Używanie wilamowskiego kończyło się wyzwiskami, zamykaniem w chlewie, biciem. Były też gwałty. Zakaz używania wilamowskiego uchylono w 1956 roku, ale trauma po latach terroru była tak duża, że starsi przestali go używać nawet w domu, z obawy przed zapamiętaniem przez dzieci nawet kilku wilamowskich słów. Przekaz ustny, utrzymywany od 700 lat, został przerwany.

Niepozorni rycerze

Do uratowania języka nieomal w ostatniej chwili przyczynił się językowy pasjonat, student Pracowni Polityki Językowej i Badań nad Mniejszościami na Wydziale Neofilologii UAM w Poznaniu, Tomasz Wicherkiewicz, który później przejął kierownictwo nad tą placówką. Jeszcze w trakcie studiów (lata osiemdziesiąte) natrafił on u Wilamowianki, Heleny Bilczewskiej na manuskrypt z poezją Floriana Biesika.

Może zainteresuje Cię: Język E-prime – komunikacja bez ocen i etykiet. Czy to w ogóle możliwe?

Urodzony w 1849 roku, Biesik od 1873 roku pracował jako urzędnik austriackich kolei państwowych, dochodząc do stanowiska nadoficjała kolejowego w Trieście. Trawiony tęsknotą za rodzinnymi stronami napisał ogromny, wzorowany na Boskiej komedii Dantego, poemat w swojej mowie ojczystej. Poemat ten nie portretował ówcześnie żyjących Wilamowian w korzystnym świetle, w związku z czym nie zyskał wśród nich popularności, ale stał się swoistym białym krukiem, jeśli chodzi o zachowanie języka wilamowskiego w formie pisanej.

Vertryjn wegia religion
polityk an rebellion
wandytas fy England, Holland
an kooma bocy óf Półłand.

Fragment poematu Biesika o przodkach

Tłumaczenie:
Wygnani z powodu religii
polityki i rebelii
wywędrowali z Anglii, Holandii
i przybyli aż do Polski.

Prócz Wicherkiewicza, bój o przetrwanie języka wilamowskiego rozpoczęli także Tymoteusz Król, Justyna Majerska oraz członkowie Zespołu Regionalnego „Wilamowice” i Stowarzyszenia „Wilamowianie”. Oni wszyscy sprawili, że wieść o ginącej językowej perełce trafiła do wiadomości publicznej. Być może też dzięki temu, w 2002 roku, zachęcony odżywaniem dawnej tradycji językowej, Józef Gara, Wilamowianin i emerytowany górnik, zaczął tworzyć poezję po wilamowsku.

Dzięki nim język wilamowski zyskał szansę na ratunek. To ostatni moment, bo ludzi takich jak Helena Bibowa, którzy nie dość, że w tym języku mówią, to jeszcze po wilamowsku myślą, żyje już coraz mniej.

Myślenie po wilamowsku dobrze obrazuje słowo „przyjaciel”. Po wilamowsku przyjaciel to Der gyśpon, w dosłownym tłumaczeniu „osoba, z którą sprzęgaliśmy swoje konie”. Dawniej, aby dobrze zaorać pole, potrzeba było dwóch koni, na co większość gospodarzy nie mogła sobie pozwolić. Dobierano więc konie w pary, aby razem ciągnęły pług i wykonywały wszystkie prace. Dzięki temu gospodarze również byli ze sobą związani. W żadnym innym języku nie ma takiego określenia przyjaźni.

może Ci się spodobać
gdańsk

Gdańsk – miasto niebanalne

Gdańsk ma do zaoferowania o wiele więcej, niż fontanna Neptuna, drewniany Żuraw nad Motławą czy rejsy na Westerplatte.…