Dzieci potrafią nas, dorosłych, przenieść do innego świata. Oderwać od logicznej, poważnej, rządzącej się określonymi regułami rzeczywistości. W jednej chwili stoisz w dobrze ci znanym salonie swojego domu, w drugiej już jesteś w krainie fantazji.
Gdy spotykam się z dziećmi mojego rodzeństwa: sześciolatką, czterolatkiem i trzylatkiem, najczęściej budujemy miasta z klocków (koniecznie z remizą OSP i kawiarnią), chowamy, a potem szukamy zaginionego misia, malujemy i śpiewamy. Koniecznie musi się też pojawić Potwór Całuśnik.
Wcielenie się ciotki w Całuśnika to sygnał do wielkiej ekscytacji. Całuśnik jest bezwzględnym potworem. Urządza sobie pogoń za dziećmi, a gdy dorwie je w swoje łapska obsypuje ofiarę całuskami. Szyja, plecki, łapeczki wszystko ulega wycmokaniu.
W warunkach ograniczonej domową przestrzenią powierzchni ucieczka przed okrutnikiem nie jest prosta. Uciekanie ma swoje ograniczenia. Na schody nie wolno, bo tam łatwo o kontuzję. Trzeba uważać na trajektorię ucieczki innych dzieci, bo inaczej można się zderzyć z bratem lub siostrą, a wówczas jak nic trafi się w objęcia potwora. Najbezpieczniej więc uciekać wokół stołu, a w kulminacyjnym momencie skryć się właśnie pod nim. Tam potwór nie ma dostępu, to strefa bezpieczna – takie są reguły. Choć o dziwo uciekający rzadko z niej korzystają. Toż cały myk w tym, by nie kapitulować, tylko uciekać, uciekać i jak najdłużej odwlec ten potwornie przyjemny moment bycia wycałowanym na zabój.
Jest coś niezwykłego w tym strachu na niby. Wydaje się, że ludzie nigdy z niego nie wyrastają. Toż jako dorośli też uwielbiamy oglądać filmy z odrobiną grozy, czytać kryminały, wspinać się po górach, zafundować sobie skok na bungee czy jazdę rollercoasterem. Szukamy wrażeń. Lubimy ten dreszczyk emocji, ten odwleczony w czasie moment wielkiego „wow”. Ale dzieci są mistrzami w wyciąganiu czegoś ekscytującego z każdej chwili życia. Nie potrzebują do tego skomplikowanych gadżetów, planowania długich wypraw na krańce świata. Im zdaje się wystarczać wyobraźnia. A w tej przecież wszystko jest możliwe. Fantazja bowiem nie zna granic.
– Ciociu, a będziesz się z nami bawić? – troje maluchów stoi w drzwiach i wyczekuje mojej decyzji.
– Nie chce mi się – odpowiadam, udając niezainteresowaną.
– Ale dlaczego? – dziwią się zaskoczeni.
– Bo będziecie nazywać mnie potworem.
– Nie będziemy! – obiecują gremialnie, choć po ich minach widać, że łżą jak z nut. – Ciociu, to nie jest naprawdę, to tylko taka zabawa – przekonują, widząc, że jakoś chyba słabo kumam oczywisty dla nich świat. – Przecież nie ma potworów całuśników. Widziałem w bajce – potwory są straszne – dodaje argument logiczny mój mały bratanek.
Musiałam wciąż wyglądać na nieprzekonaną, więc wyciągają w końcu argument – armatę.
– Ciociu, ty nie jesteś potworem, jesteś wyjątkowa! – wyznają, robiąc oczy jak kot ze Shreka.
Pękam. Co mi pozostało. Odwracam się do nich, wyciągam łapska i zaczynam gonić towarzystwo. Nastają popłoch, piski, krzyki i branie nóg za pas.
– Potwór!!! Potwór!!! – słyszę z ust zmykającej gromady.
Kłamliwe bestie! Zacałuję je na śmierć!