„Pierwsze ogrody sensoryczne powstawały w XIX wieku w USA, a potem w Europie Zachodniej, gdzie zieloną terapię zaczęto wykorzystywać w leczeniu ofiar wojen. Najsłynniejsze znajdują się w Bristolu (Westbury Park), w Rio de Janeiro (Jardim Botânico) i w Auckland (Park Auckland Domain)” – czytamy na portalu Zwierciadło.
Ogrody sensoryczne na świecie znane są już od wielu lat, u nas wciąż postrzegane są jako nowinka. A jednak ich moc jest nie do przecenienia. Są zaprojektowane w specyficzny sposób: tak, aby z jednej strony ukoić i zrelaksować, z drugiej – aby pobudzić do pracy zmysły – wszystkie, nie tylko nadwerężany na co dzień wzrok. Przestrzeń ogrodu sensorycznego zwykle jest podzielona na strefy: koloru, zapachu, dotyku, smaku i słuchu, w każdej z nich dominują atrakcje pobudzające konkretne zmysły (np. różne rodzaje nawierzchni, po której się stąpa, łagodne dla naszych uszu szemrające strumienie).
Rośliny również sadzi się nieprzypadkowo, ale tworząc specyficzne zapachowe kompozycje z intensywnie pachnących piwonii, lilii, bluszczy. Rośliny dobiera się tak, by ogród był kolorowy przez cały sezon. Największe tego typu przybytki w Polsce znajdują się w: Muszynie, Wieńcu-Zdroju, Krakowie, Bolestraszycach, Bucharzewie, Chorzowie i we Wrocławiu.
Jeżeli nigdy nie byliście w ogrodzie sensorycznym, warto wybrać się na taką wycieczkę albo… urządzić sobie substytut takiego ogrodu na balkonie! To proste, wystarczy posadzić pachnące róże, maciejkę lub aromatyczne zioła.