– To nie jest tak, że „w pewnym wieku” niektórych rzeczy już „nie wypada”: włożyć szalonego T-shirta z Freddiem Mercurym czy zafundować sobie dredy. Przypomnijmy sobie legendarną Korę z grupy Maanam. Jak wyglądała? Pięknie, młodo, promiennie i ekstrawagancko. A przecież miała wnuki, była 62-letnią kobietą – mówi dr Maja Herman, specjalistka psychiatrii i psychoterapeutka.
Edyta Brzozowska: Czy zgodzi się pani z tezą, że młodość to nie tylko PESEL w dowodzie osobistym, ale także – a może przede wszystkim – stan umysłu?
dr Maja Herman: Zdecydowanie tak. Wiem to z praktyki lekarskiej, kiedy przyjmuję w swoim gabinecie 25-letnie kobiety, które stwierdzają, że czują się już „staro”. Ciąży im myśl, iż „przeżyły już ćwierć wieku”. Wynika to częściowo z kultu młodości, jaki współcześnie panuje. Bo przecież dziś „nie wypada być starym”, starość to coś przykrego.
Teoretycznie wiek metrykalny powinien zgadzać się z biologicznym.
Wiek biologiczny oceniamy właśnie na podstawie wyglądu. A to w dzisiejszych czasach jest znacznie utrudnione, gdyż medycyna estetyczna sprawia, że czasem trudno stwierdzić, ile ktoś naprawdę ma lat. A my lubimy się odmładzać, odejmować sobie lat. Jednak także bez ingerencji skalpela można wyglądać świetnie i czuć się o 10 lat młodziej niż wskazuje PESEL. Albo na odwrót.
Od czego to zależy?
Od tego, co masz w głowie: ile energii w tobie tkwi, jak się czujesz sama ze sobą, czy się akceptujesz. Bo ludzi oceniamy całościowo, a nie tylko na podstawie tego, ile mają kurzych łapek, zmarszczek mimicznych czy jak bardzo opadły komuś policzki. Pierwsze wrażenie robią zupełnie inne elementy: pogodny uśmiech, błysk w oku, wewnętrzne zadowolenie. To sprawia, że jesteśmy postrzegani jako osoby znacznie młodsze niż w rzeczywistości. Zwłaszcza gdy ubierzemy się fantazyjnie i kolorowo, a nie w szarą garsonkę z ołówkową spódnicą przed kolano do kompletu.
Ale przecież „w pewnym wieku” już nie wypada włożyć szalonego T-shirta z Freddiem Mercurym i zafundować sobie dredy.
Bo?
Bo takie jest powszechne przekonanie.
No, to przypomnijmy sobie legendarną Korę z grupy Maanam. Jak wyglądała? Pięknie, młodo, promiennie i ekstrawagancko. A przecież miała wnuki, była 62-letnią kobietą. Tylko czy patrząc na nią ktokolwiek się zastanawiał, ile ma lat? Albo co w jej wieku uchodzi, a co nie?
Nie przejmowała się opiniami na swój temat.
I my się tego nie bójmy. Opinie „innych” z definicji będą „inne”. Zawsze powtarzam, że nasze życie jest swoistego rodzaju psychoterapią, z biegiem czasu przechodzimy różne jej etapy. Dlatego bardzo nieśmiała nastolatka, która nigdy w życiu nie pokazałaby na plaży brzucha z powodu jakiejś fałdki tłuszczu, z wiekiem może stać się kobietą doskonale obojętną na opinię otoczenia. I w czasie upału będzie kosić trawnik tylko w majtkach, bo tak jej będzie wygodnie.
Każdy człowiek potrzebuje akceptacji.
Tak naprawdę akceptacja i silna potrzeba utrzymywania dobrych relacji z rówieśnikami jest czymś niezbędnym do funkcjonowania, kiedy jest się nastolatkiem. I dopiero z wiekiem zaczynamy rozumieć, że trudno zadowolić wszystkich. I że dużo cenniejsza jest przyjaźń z dwoma, trzema sprawdzonymi osobami. Jako dorośli zdajemy sobie sprawę, że ludzie bywają dwulicowi, zawistni. Czas weryfikuje, kto jest dla nas, a kto dla tego, co posiadamy. Bo stanowisko, majątek czy władzę dziś mamy, a jutro możemy stracić. Ostatnio pokazała to pandemia koronawirusa i bankructwa nią spowodowane.
Jednak wizja nadchodzącej starości niektórych przeraża.
Więc nie używajmy określenia „starość”, zamieńmy je na „dojrzałość”. Bo słowo ma ogromny ciężar. Może nawet zabić, dosłownie. I medycyna zna takie przypadki. Na przykład kiedy zakochana kobieta usłyszy znienacka od swojego mężczyzny: „Nie kocham cię, nigdy cię nie kochałem. Zaciskałem zęby, żeby cię nie całować. Brzydzę się tobą”, to może nastąpić coś, co fachowo nazywamy kardiomiopatią przerostową. Dochodzi do niej w wyniku tak silnych przeżyć emocjonalnych, że powodują one uszkodzenie mięśnia sercowego. Serce pęka, dlatego kardiomiopatię nazywa się również zespołem złamanego serca.
Jakkolwiek jesieni życia nie nazwiemy, nie zmienia to faktu, że nasze ciało nieubłaganie więdnie.
Ale najpiękniejsze róże też przecież więdną, takie jest prawo natury, kolej życia. Przecież od pierwszego rozumnego dnia swojego bycia na ziemi zdajemy sobie sprawę, że rodzimy się po to, aby umrzeć. Ściganie się ze śmiercią nic nie da, tak samo jak walka z więdnącym ciałem.
Czym tę walkę zastąpić?
Trzeba dbać o to, żeby się nie wypalić w żadnej dziedzinie życia. Bo dopiero jako wypaleni w różnych sferach życia: rodzinnego, seksualnego czy zawodowego przestajemy być młodzi. Bardzo ważne jest również, aby odnaleźć w sobie jakąś pasję i ją realizować. To właśnie pasje powodują chęć zdobywania świata niezależnie od wieku. A kiedy człowieka ogarnia poczucie, że nie ma już nic do zdobycia, to staruszkiem może się stać nawet i w wieku 30 lat.
Znam wiele kobiet, które dopiero po skończeniu 40 lat, a nawet później, zaczęły realizować swoje marzenia: o podróżowaniu, nauce języków, pisaniu książek.
Bo na zmiany nigdy nie jest za późno. No, może w jednym przypadku dzieje się inaczej – gdy umrzemy, bo jedynie śmierć jest nieodwracalna. Zawsze podkreślam, że nie warto tkwić w swoich lękach i obawach, czy się uda. Nawet jeśli tak się dzieje, warto wówczas skorzystać z terapii. Ale nie tej, która ma z czegokolwiek wyleczyć, lecz lekko korygującej charakter, ułatwiającej podjęcie decyzji, co do których jeszcze się wahamy. Po to, aby wreszcie stać się kobietą wyzwoloną.
Dr Maja Herman – specjalistka psychiatrii, psychoterapeutka w Klinice Psychiatrii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Prowadzi własne profile w mediach społecznościowych i jako współzałożycielka Instytutu Amici destygmatyzuje psychiatrię z hasztagiem #psychiatriauzyteczna