Polska szkoła mogłaby spokojnie funkcjonować bez ocen, bez podstawy programowej i bez sprawdzianów – mówi dr Mikołaj Marcela, nauczyciel i filozof. W wymuszonym pandemią systemie nauczania on-line widzi nowe szanse. I przewiduje, że przyszłością jest edukacja hybrydowa.
Edyta Brzozowska: Większość rodziców niecierpliwie czeka na powrót dzieci do szkolnych ławek. Słusznie?
dr Mikołaj Marcela: O ponownym otwarciu szkół myślimy w kontekście powrotu do tzw. normalności, choć pandemia upewniła nas w przekonaniu, że dotychczasowemu systemowi edukacji do tzw. normalności było daleko. Prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie, żeby po naszych pandemicznych doświadczeniach przeszłość wróciła: wszystko wskazuje na to, że rzeczywistości, jaką znamy, już nie ma.
Zobaczyliśmy na przykład, że nauczanie zdalne jest możliwe. I naukę w systemie on-line można realizować dobrze, choć niekiedy jest ona prowadzona fatalnie. Przez ten czas zdalnej nauki można się było przekonać, jak bardzo jest ona niedopasowana do dzisiejszych potrzeb uczniów i w jak niewielkim stopniu sięga po przepastne zasoby sieci.
Można mieć wrażenie, że przeważają narzekania na zdalne nauczanie.
Ale znam też przypadki, kiedy może ono działać naprawdę świetnie. Wynika to między innymi stąd, że wielu nauczycieli stawia w edukacji na relacje, dlatego z uczniami mają doskonały kontakt. Oni znakomicie potrafią też korzystać z nowych technologii. Takie osoby i ich działania mogą być sygnałem do zmian w systemie edukacji, bo widzimy, że można uczyć inaczej. Tym bardziej że w pierwszym lockdownie niektórzy rodzice – spostrzegłszy mankamenty szkoły systemowej – przenieśli swoje dzieci do edukacji domowej. To wciąż tylko ułamek rodziców, ale zmiana w tym zakresie jest coraz bardziej widoczna.
Będzie całkiem nowa „szkolna normalność”?
Polska szkoła mogłaby spokojnie funkcjonować bez ocen, bez podstawy programowej i bez sprawdzianów. Są nauczyciele, którzy właśnie w ten sposób uczą już teraz, i to w szkołach publicznych! Zamiast o „nowej normalności szkolnej”, wolałbym raczej mówić o nowych możliwościach, jakie dają z jednej strony alternatywne modele edukacji, z drugiej nowe technologie. A nowe media pod tym względem są niesamowite i zarówno rodzice, jak i nauczyciele powinni to mieć na uwadze! Nie trzeba szukać daleko, bo nowe możliwości w zakresie uczenia się, chociażby rozmaite kanały i profile edukacyjne, oferują dziś na przykład YouTube lub Instagram.
Serio? Ten okropny YouTube z patostreamami czy filmikami z zarejestrowanymi grami komputerowymi?
YouTube zawiera treści, które mogą być zarówno szkodliwe i zwyczajnie głupie, jak i takie, które można wykorzystać w niezwykle wartościowy sposób, także w edukacji. Owszem, wśród youtuberów można znaleźć np. patostreamerów, ale również edukatorów, którzy w fascynujący sposób opowiadają o trudnych zagadnieniach z dziedziny chemii, fizyki czy matematyki. Twórcy takich kanałów, jak „Fizyka od Podstaw”, „Pan Belfer” czy „Pi-stacja Matematyka” w prosty, a zarazem atrakcyjny sposób przekazują szkolną wiedzę. Takich cennych treści jest mnóstwo, by wymienić choćby dedykowane dzieciom kanały „Emce2”, „Astrofaza”, „SciFun” czy „Uwaga! Naukowy Bełkot”. YouTube ma też wiele do zaoferowania w dziedzinie języków obcych, języka polskiego czy historii.
Tymczasem mamy nieznośny zwyczaj patrzenia na świat jako rzeczywistość zero-jedynkową i zwykliśmy myśleć w schemacie: albo nauka i odrabianie lekcji, albo „granie na komputerze” i „oglądanie głupot na YouTube lub Instagramie”.
O tym, jak uczy Przemek Staroń, Nauczyciel Roku 2018, przeczytasz TUTAJ: Jak żyć? Książkowi bohaterowie lekarstwem na lęki współczesności