Jej udziałem było ponad 30 głównych kreacji filmowych. Najsłynniejsze to: „Błękitny anioł”, „Maroko”, „Szanghaj Ekspres”, „Destry znowu w siodle”, „Świadek oskarżenia” i „Wyrok w Norymberdze”. W 1999 roku trafiła na 9. miejsce listy najlepszych aktorek wszech czasów, skompilowanej przez Amerykański Instytut Filmowy.
Marlene Dietrich dokonała ogromnej liczby nagrań płytowych, spopularyzowała wojenny szlagier „Lili Marleen”. Inne przeboje wiążące się z jej nazwiskiem to m.in. „Falling in Love Again”, „Ich bin die fesche Lola”, „Johnny”, „The Boys in the Backroom” i „Where Have All the Flowers Gone”.
14-karatowy blond
Kiedy patrzy się na jej zdjęcia, uderza niesamowite dopracowanie szczegółów. Poza, ustawienie rąk, nóg, przechylenie twarzy w taki sposób, by perfekcyjnie wykorzystać światło. Zawsze uczesane włosy. Na blond lokach (ponoć posypywanych sproszkowanym 14-karatowym złotem) toczki, kapelusze. A przede wszystkim jej znak rozpoznawczy – cylindry. Nosiła też specjalnie dla niej szyte smokingi oraz krawaty. Futra, którymi można się było otulać lub tajemniczo patrzeć znad brzegu szerokich, zawijanych kołnierzy. Piękne buty, sztyblety. I papieros albo cygaretka. Cechowała ją absolutna władza nad własną mimiką i ruchami. Tej świetlistości, zwiewnym sukienkom czy smokingom oraz cylindrowi towarzyszył niski, zmysłowy głos.
Tak, Marlene Dietrich była wyjątkowa. To jedna z niewielu niemieckich gwiazd, które stały się światowym fenomenem. Ekranu, mody i stylu.
Do dziś w sprzedaży są Marlenehosen, charakterystyczne spodnie o wysokiej talii i szerokich nogawkach. Pokolenia kobiet depilowały brwi, mając za wzór ultracienkie niteczki, jakie również były znakiem rozpoznawczym aktorki.
Błękitny anioł
Już niedługo, 27 grudnia przypadają sto dwudzieste urodziny Marii Magdaleny. Bo takie było jej prawdziwe imię, które zdegustowana jego pospolitością około trzynastych urodzin zmieniła. Na zawsze pozostała już Marlene. Czar, uwodzicielskość i hipnotyzujący wpływ na płeć przeciwną musiała odziedziczyć po ojcu. Luis Otton Dietrich w ciemnogranatowym pruskim mundurze oficera, z błękitnymi oczami i włosami o kolorze określanym mianem tycjanowski blond, złamał tak wiele kobiecych serc, że został w końcu zmuszony do ożenku w obawie przed zupełnym zniszczeniem reputacji rodziny.
Determinację Marlene odziedziczyła zapewne po matce. Josephine „zużyła” ją na absolutną miłość do męża. Kochała Ottona uparcie i nieodmiennie, mimo jego licznych zdrad, mimo grozy wojennych doświadczeń, a nawet po jego śmierci. Może obie te cechy złączyła w sobie Marlene. Od dziecka pewna, że jest kimś wyjątkowym, że wszystkie piękne rzeczy na świecie zostały stworzone dla niej i dla jej przyjemności. Matce Marlene Josephine nie udało się „uchronić” córki przed nią samą. Szóstym zmysłem wyczuwała, że będzie podobna do ojca. Nienasycona w zbieraniu podziwu ludzi, bezwzględna w szukaniu adoracji. Ani wysłanie córki do szkoły żeńskiej, ani jej pilnowanie nie przyniosły skutku. W wieku 21 lat postawiła na swoim i poszła na próby teatralne. Przetrwała epizodyczne role, czekanie. Dostrzegł ją Josef von Sternberg i… przepadł, natychmiast obsadzając w głównej roli.
„Błękitny anioł” powstał w 1930 roku, od razu w dwóch wersjach filmu: niemieckiej i angielskiej. Obraz uznaje się za pierwszy duży film dźwiękowy wyprodukowany w Niemczech. Była to również pierwsza znacząca rola Marlene Dietrich i od razu sensacyjny sukces. Tak wielki, że zaskoczył reżysera i samą Marlene. Film uznawany jest za jeden z najważniejszych i najbardziej kultowych w dziejach kina. Trzy wykonywane w nim piosenki napisane przez Friedricha Hollaendera, a wykonane przez Marlene Dietrich, stały się szlagierami – zwłaszcza „Ich bin von Kopf bis Fuß auf Liebe eingestellt” dosłownie „od stóp do głów jestem nastawiona na miłość”. (Polska wersja tej piosenki to „Ja tylko kochać chcę, i więcej nic…”) stał się sztandarowym przebojem artystki.
Wizerunek i poza Dietrich wykonującej ten utwór w filmie zyskały miano ikonicznego (a pamiętajmy, który to był rok). Scenariusz oparty na książce Tomasza Manna Profesor Unrat od razu stworzył obraz Dietrich jako femme fatale. I tak zostało.
Na złość Goebbelsowi
Jej dalsza, nie mniej spektakularna kariera potoczyła się już w Stanach Zjednoczonych, do których wyjechała w geście sprzeciwu wobec rodzącego się w Niemczech narodowego socjalizmu. Za odmowę współpracy z nazistami otrzymała Medal Wolności od prezydenta Harry`ego Trumana. W rodzinnym Berlinie za to przez długi czas była traktowana jako zdrajczyni (zrzekła się niemieckiego obywatelstwa w 1939 roku), a oficjalnych przeprosin doczekała się… po śmierci. Specjalne oświadczenie wydano w setną rocznicę urodzin Marlene, jej imieniem nazwano także plac położony niedaleko Potsdamer-Platz Arkaden.
Mąż na całe życie, kochankowie i kochanki
Dietrich od początku była jakimś zupełnie odrębnym jakościowo zjawiskiem. Już na zdjęciach próbnych widać jej inność od ówczesnego wzorca aktorek. Żyła nie zważając na konwenanse, zgodnie ze swoim mottem, że robi co chce i z kim chce. W 1923 roku wyszła za mąż za technika filmowego Rudolfa Siebera, a dwa lata po zawarciu małżeństwa na świat przyszło ich jedyne dziecko, córka Maria. Drogi małżonków rozeszły się, jednak formalnie ich związek trwał aż do śmierci Siebera w 1976 roku.
W tym czasie Marlene była wielokrotnie zakochana. Do jej wybranków należeli m.in. aktor John Wayne, pisarz Erich Maria Remarque (pozostały z tej relacji wspaniałe listy miłosne), Frank Sinatra czy Ernest Hemingway. Otwarcie przyznawała się do swojego biseksualizmu. Miała romans m.in. z pisarką Mercedes de Acosta (którą odbiła swojej największej konkurentce Grecie Garbo), a w filmie „Maroko” z 1930 roku brała udział w pierwszej w historii kina scenie pocałunku lesbijskiego. Film odniósł wielki sukces i został bardzo dobrze oceniony przez krytykę. Otrzymał także cztery nominacje do Oscara. Mimo rzeszy wielbicieli oraz wielbicielek (ponoć miała romans także z Édith Piaf) oraz nigdy nierozwiązanego małżeństwa, największymi miłościami jej życia byli francuski aktor Jean Gabin (po jego śmierci długo nosiła żałobę) oraz niemiecki oficer Carl Seidlitz (stracony cztery miesiące przed końcem wojny za udział w planowaniu zamachu na Hitlera). Tragiczne było to, że aktorka dopiero po jego śmierci dowiedziała się o jego udziale w opozycji antyhitlerowskiej.
Co ważne, mnogość związków Marlene Dietrich nie wynikała z apetytu seksualnego czy rozwiązłości. Napędzał ją romans intelektualny, pożądanie obcowania z niezwykłymi i ciekawymi osobowościami. Seks był na drugim, a nawet dalszym planie i często traktowała go jako uciążliwą konieczność.
Warto przeczytać: Dzieci hippisów – wygrani czy ofiary pięknej ideologii
Wizerunek za wszelką cenę
Jej biografia robi wrażenie nawet dzisiaj, w czasach kiedy kobietom „wolno” dużo więcej, gdy mają do tego środki i możliwości. Samo porównanie życia matki i córki to jak zestawienie odległych w czasie pokoleń. Josephine wychowanej do bycia dobrą, pruską żoną, która miała listę obowiązków do wypełnienia i nie zbuntowała się przeciw niej, nie wyobrażając sobie, że mogłaby inaczej. I Marlene, która wymagała świata i ludzi dla siebie. Która chciała być w centrum uwagi i uwielbienia.
Można – wzorem niezliczonych publikacji – wymieniać pikantne szczegóły jej związków, opisywać status gwiazdy (ponoć ubezpieczyła swoje słynne długie nogi na milion dolarów), wyciągać nadużywanie alkoholu czy dramatyczną walkę z czasem i starzeniem się – zajadłą, konsekwentną i prowadzoną z iście pruską dokładnością. Bo Dietrich z żelazną konsekwencją pilnowała czegoś, co dziś nazywamy wizerunkiem i tu nie było żadnych ustępstw ani potknięć. Walkę o pozostanie na zawsze młodą wygrała. W odpowiednim momencie wycofała się z życia publicznego, nie odbierała nagród, a w filmie o niej Maximiliana Schella udzieliła tylko swojego głosu, nie pozwalając się filmować. W pamięci milionów ludzi na całym świecie utrwaliła się jako bogini o nieskazitelnej urodzie i magnetyzmie.
Matka na piedestale
„Kiedy mówiła, inni jej słuchali. Kiedy się poruszała, wszyscy patrzyli. Miałam trzy lata, gdy dotarło do mnie, że nie mam matki – ja należę do Jej Wysokości” – napisze w biografii Dietrich jej córka Maria Riva.
Biografia Rivy wyróżnia się spośród setek podobnych książek o celebrytach.
Relacja matka – córka to ważna, ale niejedyna warstwa tej książki. Mamy tu Berlin oraz Niemcy ubiegłego wieku. Hollywood za czasów jego najbardziej magicznego oddziaływania na ludzi. Z okresu gdy gwiazdy żyły, nosiły się i zachowywały jak gwiazdy. Mamy wojnę, propagandę, wielkie tragedie i zmiany, które wywołała wojna. Oprócz drobiazgowo opisanych scen z życia matki widzimy cały panteon orbitujących wokół niej innych gwiazd tamtego czasu. Przede wszystkim jednak w miarę lektury zdajemy sobie sprawę z niezwykłości Marii Rivy. Dzieci gwiazd nie mają lekko i jest na to co najmniej setka przykładów. Każdy dziennikarz chce z nimi rozmawiać tylko z powodu sławnego rodzica, ludzie nieustannie porównują wygląd i talent, wszyscy trwają w irracjonalnym oczekiwaniu, czy wielkość okaże się dziedziczna czy nie.
Riva dorastała w cieniu i absolutnym kulcie matki, ale co nietypowe, szczerze przyznała, że uważała to za fascynujące i wspaniałe. W wielu wywiadach, jakich udzieliła w telewizji, tłumaczyła, że matki i jej życia nie daje się oceniać miarą zwykłych ludzi. Była kimś więcej i wolno jej było więcej. Riva przyznaje, że jak inni chciała przejąć od matki choć trochę niezwykłości, siły i nieprzewidywalności. Odważyć się żyć jak Marlene, nie przejmując się w ogóle tym, co myślą ludzie.
Marlene o innych aktorach z branży:
MERYL STREEP: „Tak brzydka osoba mogłaby kiedyś grać tylko pokojówki, o ile w ogóle dostałaby szansę na zdjęcia próbne”
GARY COOPER: „Przystojny, ale bardzo głupi”
JOHN WAYNE: „W szponach swojej głupiej, katolickiej żony”
ELIZABETH TAYLOR: „Dziwaczna, ale dobra kucharka”
Maria, podobnie jak inni w orbicie Marlene, chciała być lubiana i kochana przez królową, jaką była matka. Kochała ją, ale też nienawidziła i jej zazdrościła. Ze strony matki nie doczekała się miłości, niemniej z czasem jej to wybaczyła.
Choć nigdy nie dorównała sławą matce, nie padła też ofiarą jakże częstego losu dzieci gwiazd, które nie mogąc wyjść z cienia rodziców, popadają w depresję czy autodestrukcję.
Biografia Marleny Dietrich to barwna opowieść rozpięta na szerokim tle historycznym. Momentami prześmieszna, czasem straszna, nierzadko bolesna.
Wciąga tak, że trudno się od niej oderwać. Przeczytanie jej od deski do deski naraz utrudnia jedynie jej objętość (960 stron).
Warto przeczytać: Magdalena Samozwaniec: pierwsza dama polskiej satyry
Maria Riva, Marlene Dietrich. Prawdziwe życie legendy kina, wydawnictwo Literanova, 2021 r.