Maria Sitarska, psycholożka i autorka cyklu warsztatów dla kobiet. Ujmuje się za kobietami wychowującymi nie swoje dzieci. Twierdzi, że wokół postaci macochy narosło zbyt wiele mitów i krzywdzących stereotypów.
Z kim kojarzy nam się „macocha”? Oczywiście pierwsze skojarzenie biegnie ku postaciom z bajek – tej, która postanowiła uśmiercić piękniejszą od siebie pasierbicę („Królewna Śnieżka”) i tej, która faworyzowała własne córki („Kopciuszek”).
– Co ciekawe, bracia Grimm pierwotnie w roli złej kobiety mieli osadzić matkę, nie macochę, ale społeczeństwo by tego nie udźwignęło, matki nie mogą się tak zachowywać, stąd i ta zła macosza sława – twierdzi ekspertka.
I tak macocha niejako przypadkiem stała się naczelnym czarnym charakterem popkultury. Dziś nawet samo słowo „macocha” źle się kojarzy. Maria Sitarska postuluje powołanie grup wsparcia, ale też przewartościowanie postaci macoch w tekstach kultury – serialach, filmach, powieściach. Kobiety wychowujące nie swoje dzieci są bowiem w społeczeństwie bardzo osamotnione z ciężarem, jaki dźwigają. Nie mają u dzieci „automatycznego” autorytetu rodzica, a nierzadko rodzicielskie obowiązki.
Z reguły to im przypisuje się winę za rozpad małżeństwa czy związku. Gdy ktoś słyszy, że w danej rodzinie pojawiła się nowa kobieta, to zakłada, że pewnie odbiła męża czy partnera, lub że związała się z mężczyzną dla jakichś swoich własnych korzyści. Dzieci również często obarczają winą nową kobietę ojca. Łatwiej jest im skierować na nią swoje negatywne emocje i żal po rozstaniu rodziców.
Jakie rady ma specjalistka dla potencjalnych macoch? Aby wchodziła w relację możliwie świadomie. Na początku mogłaby zadać sobie kilka pytań, aby przekonać się, czy jest gotowa pełnić tę rolę. Lub może: czy jest gotowa zaryzykować. Od początku „nie starać się za bardzo” – być sobą, relację z pasierbami traktować na luzie, dbać o swoje granice, być autentyczną.