„I jeszcze frytki do tego!” – w White Castle, najstarszej restauracji z hamburgerami w USA, to zdanie wypowiemy już nie do obsługującego nas pracownika, lecz do… robota Flippy’ego. Lokal bowiem w połowie lipca postawił na robotyzację. Nawiązał współpracę z Miso Robotics, firmą automatyki przemysłowej z Pasadeny w Kalifornii. Tak właśnie powstał koncept robota, który przygotowuje hamburgery.
„Flippy może uczyć się od otoczenia, aby z czasem zdobywać nowe umiejętności, a na dodatek może płynnie przełączać się między obracaniem burgerów (lub dowolnego innego jedzenia), a czyszczeniem płyty, na której je smaży. Może pracować nieprzerwanie 100 tys. godzin i jest zgodny ze standardami określonymi przez Amerykańską Administrację Bezpieczeństwa i Zdrowia w Pracy” – czytamy na portalu What Next.
Taka zautomatyzowana obsługa ma oczywiście swoje plusy, jednak należy wziąć pod uwagę, że właśnie na naszych oczach spełnia się jedna z największych obaw obrońców praw pracowniczych: oto robot „wygryza” z pracy człowieka. Co więcej, jest bardziej wydajny i zachowuje 100 proc. higieny. Zmiany tego rodzaju z pewnością są korzystne przy niewdzięcznych, niskopłatnych zadaniach. Jednak należy uważnie obserwować rzeczywistość i wziąć sobie do serca fakt, iż postęp techniczny może okazać się utrapieniem niewyspecjalizowanej kadry.