Była ogłaszana i „Człowiekiem roku” („Time”), i „Najpotężniejszym człowiekiem w Europie” („Politico”), i „Najbardziej wpływową kobietą świata” („Forbes”). Schyłek jej rządów w jednym z największych i najważniejszych krajów Europy dobiega końca. Choć każdy w zasadzie wie, kim jest Angela Merkel, jaka jest naprawdę dla wielu wciąż pozostaje tajemnicą.
W okresie największego kryzysu uchodźczego w 2015 roku w Europie „otworzyła granice” i pozwoliła zamieszkać na terytorium Niemiec rekordowej liczbie uchodźców (ponad milion). W czasie pandemii pokazała się jako niezwykle opanowana i empatyczna przywódczyni. Jak zostanie zapamiętana? Co z 16 lat jej rządów wysunie się na pierwszy plan?
Angela – anioł z polskimi korzeniami
Gdyby iść za znaczeniem jej imienia (Angela znaczy anioł), można by powiedzieć, iż rzeczywiście była trochę jak anielica – przez większość swojego życia politycznego była niemal przezroczysta. Była też flegmatyczna, zwlekająca z podjęciem decyzji do ostatniej chwili, ale i szalenie skuteczna. Wychowała się w Niemczech Wschodnich, gdzie kobiety pracowały i wychowywały dzieci. Ona jednak postanowiła robić karierę. Dla dzieci w tym nie było już miejsca. Między innymi przez brak potomstwa tak trudno będzie później analitykom ją rozgryźć i ciężko jej zarzucić – jak to robiono w przypadku Hillary Clinton – że jest „zbyt kobieca”.
– Angela Merkel posiada unikalną umiejętność ukrywania agresji. Jest postrzegana jako osoba łagodna – twierdzi Bartłomiej Ostrowski, znawca Niemiec, wiceszef European Association for Local Democracy (ALDA).
Angela Dorothea z domu Kasner urodziła się w Hamburgu w 1954 roku, ale dorastała w NRD, gdzie jej ojciec, ewangelicki pastor, pojechał na misję. Tam skończyła studia i zaangażowała się w politykę.
Jej dziadkowie ze strony matki, Gertrud i Willi Jentzschowie, przybyli po wojnie z Gdańska (wcześniej spędzili też kilka lat w Elblągu). Babcia Angeli Merkel ze strony matki pochodziła z Głogowa na Śląsku. Dziadek nazywał się Ludwig (Ludwik) Kaźmierczak i pochodził z Poznania, który był wtedy pod pruskim zaborem. Biograf Angeli Merkel Stefan Kornelius pisał: „Rodzina ojca Angeli Merkel poczuwała się do swoich polskich korzeni, choć Ludwig Kaźmierczak mniej”, co okazało się po odzyskaniu niepodległości przez Polskę. Po powrocie Poznania do Rzeczypospolitej wielu mieszkańców wyemigrowało na Zachód. Był wśród nich także Ludwik Kaźmierczak, który osiadł w Berlinie i zostawił część rodziny w Polsce. W 1930 roku dziadek Angeli zdecydował się nawet zmienić polskie nazwisko Kaźmierczak na niemiecko brzmiące „Kasner” i dlatego kanclerz urodziła się właśnie już pod tym nazwiskiem.
Nie tylko Stefan Kornelius wspomniał o polskich korzeniach rodzinnych Angeli Merkel, ona sama też wielokrotnie o tym mówiła. Między innymi w 2007 roku podczas swojej wizyty na Uniwersytecie Warszawskim. Na spotkanie z nią przyszły tłumy. Z radością witała się z kolegami, z którymi współpracowała na stypendium, kiedy przyjeżdżała do Polski jako doktorantka chemii (w latach 80. była tu kilkakrotnie, brała udział m.in. w Letnich Szkołach Zaawansowanych Metod Chemii Kwantowej).
– W czasach studenckich moim wzorem i idolką była Maria Skłodowska-Curie, która dorastała w XIX wieku w znajdującej się pod rosyjskim zaborem Polsce, studiowała w Paryżu i jako kobieta miała niezwykłą siłę przebicia. To mi imponowało – mówiła Merkel.
W tamtych czasach szmuglowała ulotki Solidarności, dlatego też dziwi, że w jej ostatnim tournée nie dostąpiła zaszczytu rozmowy z prezydentem Andrzejem Dudą. Spotkała się tylko z premierem Mateuszem Morawieckim i wizyta miała wyłącznie charakter gospodarczy.
Sentyment do Polski Angela ma duży i nigdy go nie ukrywała. Zapowiedziała, że wróci do Polski, ale już nieoficjalnie.
Jej politycznym ojcem był Helmut Kohl, w latach 1982–1998 również kanclerz Niemiec, któremu Angela wbiła symboliczny nóż w plecy. To on dał jej szansę zaistnienia w polityce – co prawda najpierw stereotypowo – została federalną ministrą ds. kobiet i młodzieży, później dostała tekę środowiska, ochrony zasobów naturalnych i bezpieczeństwa jądrowego, aż w końcu stanęła na czele rządu.
Kiedy scena polityczna się niebezpiecznie rozdrobniła – po raz kolejny stereotyp zadziałał na jej korzyść. W myśl powiedzenia „Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle” – powierzono jej arcytrudne zadanie zbudowania rządu ze skłóconych partii. I dała radę. Błyskawicznie została szefową CDU (od 1990 roku zasiada w Bundestagu z ramienia tej partii, którą rządziła w latach 2000–2018), a w 2005 roku zaczęła sprawować funkcję kanclerza Niemiec – w obu przypadkach była pierwszą kobietą. W języku niemieckim nie było dotąd żadnej kobiety na tak wyeksponowanych stanowiskach – powstało nawet nowe słowo „kanzlerin”.
Może zainteresuje Cię: Feminatywy – woda na młyn snoba
Kanzlerin Angela Merkel
Jako szef rządu była metodyczna, skrupulatna, bardzo pracowita i jak rasowy naukowiec wszystko analizowała. Edukację na fizyce skończyła na doktoracie, dobrze się czuła w liczbach i naukowych formułach. Możliwe, że cierpliwości i sprawczości nauczyła się podczas eksperymentów w laboratorium z chemii kwantowej (jeden nieuważny ruch i wszyscy wylecieliby w powietrze). Zawsze każdą decyzję konsultowała z jak najszerszym gronem. Ale to „naukowe podejście” i zwlekanie z podjęciem decyzji było też wielokrotnie krytykowane (m.in. doradzano jej, żeby wyrzuciła Grecję ze strefy euro, czego nie zrobiła, nawet wbrew swojej własnej partii).
Po Facebooku krąży zdjęcie Merkel z mężem na zakupach w lokalnym sklepie, bez ochrony, bez fajerwerków, jakie towarzyszą wielu innym politykom, zwłaszcza na tak wysokich stanowiskach jak „głowa państwa”. Merkel pokazuje, że nie czerpie ze swojej pracy żadnych profitów ponad to, co otrzymuje i że władza jej nie zdeprawowała. I to jest przedmiotem podziwu.
Kiedyś fotograf wypomniał jej, że nosi jedną sukienkę od 20 lat, na co odpowiedziała: „Jestem sługą publicznym narodu niemieckiego, nie modelką!”.
Przez całą polityczną karierę skąpiła informacji na temat swojego prywatnego życia – wiadomo, że jej obecny mąż, profesor chemii kwantowej, jest jej drugim mężem.
Na początku kariery politycznej irytowało ją, że rozmówcy patrzą na jej buty, więc zaczęła się wszędzie ubierać identycznie – zmieniała tylko kolory takiej samej marynarki.
– Mężczyźni noszą te same garnitury w kółko i nikt tego nie komentuje – zżymała się.
À propos statusu mężczyzn i kobiet, Merkel dopiero niedawno otwarcie i bez wahania powiedziała: „Tak, jestem feministką. Kiedyś pytanie o to, czy nią jestem mnie onieśmielało. Teraz uważam, że wszyscy powinniśmy być feministami”.
Kiedy w 2007 roku prezydencja niemiecka panowała w Unii Europejskiej, Merkel nie zabierała głosu na spotkaniach ministrów ds. równości kobiet i mężczyzn – miała od tego swoją koleżankę z partii – Ursulę van der Leyen, swoją protegowaną, którą wyniosła na polityczne szczyty – najpierw do rangi minister pracy, potem obrony, aż w końcu szefowej Komisji Europejskiej. Złośliwi mawiali, że Merkel jest facetem, ale w spódnicy i że zamiast kolesiostwa, uprawia zwykłe koleżankostwo. A Niemcy do dziś są głównym blokującym tzw. dyrektywę kwotową w biznesie w Radzie UE (dyrektywa w sprawie poprawy równości płci wśród dyrektorów niewykonawczych spółek – red.).
Podobnie jak feministki nie kryją rozczarowania Merkel, tak inni zarzucają jej, że przez ostatnie lata rządów była zbyt pobłażliwa dla ksenofobicznych nastrojów, które narastały po tym, jak zapobiegła katastrofie humanitarnej – najpierw przyniosły brexit, a potem wzrost popularności skrajnej prawicy w Niemczech na niespotykaną jak dotąd po II wojnie światowej skalę (mają obecnie aż 92 posłów w Bundestagu!). W kraju, w którym Hitler doszedł do władzy również wygrywając demokratyczne wybory, to musi budzić przerażenie. Jest krytykowana również za popieranie budowy bałtyckiego gazociągu (Nordstream 2), aby zapewnić dostawę gazu z Rosji bez konieczności transportu przez Ukrainę.